Gdyby tylko dali mu jeszcze jedna szansę... Gdyby oddali chociaż jedną moc... Bez nich czuł się nagi. Jednak najgorsze jest to, że jej potęga wyjdzie na jaw. Stanie się dziwolągiem, obiektem wielu bezsensownych badań, a to wszystko jego wina. Gdyby tylko mógł, oddał by jej swoje nędzne życie, uchronił ją od zła tego nędznego świata ludzi, zabrał tam, gdzie nie był jeszcze żaden człowiek. Pokazałby jej prawdziwe piękno, a nie te prymitywne, ludzkie. Nie cofnie jednak tego co uczynił. O jedno słowo i gest za dużo, a stał się nikim. Pozwolił jej zostać pożywieniem demonów, JEJ, wybawicielce, która na to nie zasłużyła. Pięknej brązowookiej dziewczynie o szkarłatnych włosach i anielskim głosie, pełnej blasku. Ona nie jest jeszcze gotowa. Nie teraz... Nie w tej chwili... Jeszcze nawet nie zdążył nic jej pokazać, niczego nauczyć.
Jesteś głupkiem Joseph! Cholernym głupkiem!
Szedł właśnie pustymi ulicami Londynu. Jeszcze przed chwilą był w Los Angeles, widział ją, szykującą się do następnej akcji. Dopiero teraz uświadomił sobie, że to była jego ostatnia teleportacja. Zmierzwił swoje ciemne włosy, lekko zmoczone przez tutejszy deszcz, a językiem nawilżył spierzchnięte usta. Był właśnie w drodze do swojego mieszkania.
Otworzył drzwi małego lokum. Zmierzał prosto do salonu, na środku, którego stał czarny, nowo nastrojony fortepian. Uwielbiał jego dźwięk, cieszył się, że w ciągu tych czterystu lat nauczył się tworzyć muzykę. Ubóstwiał siadać przy tym cudownym instrumencie i muskać jego śnieżnobiałe i kruczoczarne klawisze tworząc miłą dla ucha melodię. Było to dla niego kojące, uspokajało jego poszarpane myśli, pozwalało na chwile zapomnieć o wszystkim i pogrążyć się w otchłani własnego umysłu.
Zaczął grać pierwsze nuty Księżycowej Sonaty Beethovena i wszystko znów było jak dawniej... Był spokojny, zapomniał o swojej bezradności i nękającym go bez przerwy poczuciu winy. To była jego ulubiona melodia, tak trudna do zagrania, a niezwykle prosta do zrozumienia. Potrafiła odzwierciedlić wszystkie tłumione w nim uczucia, całą radość, ale także rozczarowanie, smutek i ból. Tak...Ból, ten, który czuł, gdy został wygnany, a także ten, który odczuwał po utracie kolejnych mocy i związanych z nimi umiejętnościami, okropny, niezapomniany, który będzie go prześladować do końca życia. Pomimo to, była jego ulubioną kompozycją, nie mógł się oprzeć pięknym interwałom, z których się składała.
Zaczął się zastanawiać, co ona teraz robi? Czy się boi? A może już spokojnie śpi?
- Jak ludzie to wytrzymują? Tą ciągłą niewiedzę? - zapytał sam siebie.
Ludziom wydaje się, że potrafią tak wiele, że dokonują tak wielkich czynów, a tak na prawdę nie robią nic, nie potrafią uchronić ukochanej osoby przed niczym, w niczym jej pomóc, nie wiedzą co to prawdziwa miłość, znają tylko prostą formułkę, myślą, że kochają, a tak na prawdę nienawidzą, nie potrafią rozróżnić nawet tak odmiennych uczuć.
~~~~~~~~~~
Na początku chcę przeprosić za tak długa przerwę w dodawaniu rozdziałów. Przez ostatnie tygodnie nie miałam na to czasu. Od teraz jednak posty będą, mam nadzieję, pojawiały się regularnie.
Koniec rozdziału, mi osobiście, się trochę nie podoba, ale nie miałam żadnego pomysłu, żeby go zmienić.
Otworzył drzwi małego lokum. Zmierzał prosto do salonu, na środku, którego stał czarny, nowo nastrojony fortepian. Uwielbiał jego dźwięk, cieszył się, że w ciągu tych czterystu lat nauczył się tworzyć muzykę. Ubóstwiał siadać przy tym cudownym instrumencie i muskać jego śnieżnobiałe i kruczoczarne klawisze tworząc miłą dla ucha melodię. Było to dla niego kojące, uspokajało jego poszarpane myśli, pozwalało na chwile zapomnieć o wszystkim i pogrążyć się w otchłani własnego umysłu.
Zaczął grać pierwsze nuty Księżycowej Sonaty Beethovena i wszystko znów było jak dawniej... Był spokojny, zapomniał o swojej bezradności i nękającym go bez przerwy poczuciu winy. To była jego ulubiona melodia, tak trudna do zagrania, a niezwykle prosta do zrozumienia. Potrafiła odzwierciedlić wszystkie tłumione w nim uczucia, całą radość, ale także rozczarowanie, smutek i ból. Tak...Ból, ten, który czuł, gdy został wygnany, a także ten, który odczuwał po utracie kolejnych mocy i związanych z nimi umiejętnościami, okropny, niezapomniany, który będzie go prześladować do końca życia. Pomimo to, była jego ulubioną kompozycją, nie mógł się oprzeć pięknym interwałom, z których się składała.
Zaczął się zastanawiać, co ona teraz robi? Czy się boi? A może już spokojnie śpi?
- Jak ludzie to wytrzymują? Tą ciągłą niewiedzę? - zapytał sam siebie.
Ludziom wydaje się, że potrafią tak wiele, że dokonują tak wielkich czynów, a tak na prawdę nie robią nic, nie potrafią uchronić ukochanej osoby przed niczym, w niczym jej pomóc, nie wiedzą co to prawdziwa miłość, znają tylko prostą formułkę, myślą, że kochają, a tak na prawdę nienawidzą, nie potrafią rozróżnić nawet tak odmiennych uczuć.
Zdjął ręce z klawiatury fortepianu i położył na swoich umięśnionych udach lekko opiętych przez czarne spodnie. Nie potrafił o niej zapomnieć, obraz jej twarzy wciąż na nowo pojawiał się w jego głowie. Im bardziej próbował myśleć o czymś innym, choć na chwilę o niej zapomnieć i uspokoić zmęczony ciągłym rozmyślaniem umysł, tym częściej się odnawiał, wciąż piękniejszy.
Chciał znów zapomnieć się w brzmieniu ulubionego utworu. Wygrywał kolejne nuty i akordy oddając się ich pięknemu brzmieniu, mógłby tak spędzić już cały dzień.
Nie dane mu jednak było nacieszyć się tym dłużej. W grze przeszkodziło mu pukanie do drzwi. Leniwie wstał ze stołka i pomaszerował w kierunku białej płyty, która odgradzała go od hotelowego korytarza. Tak, wynajmował mieszkanie w hotelu podobnie jak wielu innych londyńczyków. Nie lubił bloków, kojarzyły mu się z więzieniami, w hotelu natomiast zawsze było czysto i schludnie. Otworzył białe drzwi, a jego oczom ukazała się, zawsze uśmiechnięta, twarz sąsiadki:
- Hej - zaczął rozmowę.
- Cześć - spojrzała na niego i wyciągnęła rękę, w której trzymała trzy białe koperty. - Mam twoje listy, były w mojej skrzynce - powiedziała z, charakterystycznym dla niej, spokojem.
- Dzięki - lekko uniósł kąciki swoich malinowych ust - Sorry, że zawsze musisz mi je przynosić, porozmawiam o tym z listonoszem - dodał odbierając listy od sąsiadki. Kalsey uśmiechnęła się tylko szerzej na pożegnanie i już jej nie było.
Joseph wszedł w głąb swojego małego, jasnego salonu i przejrzał korespondencję. Nie znalazł tam nic innego oprócz rachunków, prawdę mówiąc niczego innego się także nie spodziewał. Odłożył kartki na szklany stół, stojący przy skórzanej sofie, i ruszył w kierunku łazienki, żeby zażyć gorącego prysznicu, jego mięśnie ciągle są napięte i, za nic w świecie, nie może ich rozluźnić.
Wszedł do beżowej łazienki przyozdobionej wieloma lustrami i zdobieniami na ścianach. Zaczął zdejmować z siebie kolejne części garderoby, a gdy był już całkiem nagi wszedł pod prysznic i odkręcił kurek z gorącą wodą. Myjąc powoli swoje wyrzeźbione ciało poddał się kolejnym rozmyślaniom. Postanowił, że od następnego tygodnia zacznie chodzić na siłownię, żeby utrzymać swoją formę, bo nigdy nie wiadomo, kiedy zacznie się wojna.
Demony są wszędzie, codziennie koło nas przechodzi ich co najmniej kilkanaście. Za dnia są one zwykłymi ludźmi, dopiero w nocy można zobaczyć ich prawdziwą, przerażającą postać. Żaden zwykły człowiek nie jest w stanie odróżnić ich od innych ludzi, chyba, że one same tego chcą. Kiedy Josteph był jeszcze aniołem widział otaczającą ich ciemną aurę i czuł odór stęchlizny wydzielany przez ich ciała, teraz nie potrafi rozróżnić ich nawet, gdy przechodzą koło niego na ulicy, jest wobec nich bezsilny. W towarzystwie Cassie jest ich, z tego co pamięta, co najmniej dziesięć, niewiedzą jeszcze, że jest ona wybawicielką... Jeszcze... Gdy tylko odkryją w jak wielkiej mocy posiadaniu jest dziewczyna - zabiją ją. Przyjdą do niej, gdy będzie pogrążona we śnie, wypiją jej szkarłatną krew, blade ciało poszarpią i zakopią, a lśniącą duszę zaniosą do swojego przywódcy, Aarona, gdzie będzie cierpieć już wiecznie.
Na samą myśl, że może spotkać ją coś tak okropnego po jego ciele przechodzą dreszcze. Nie pozwoli na to, będzie ją chronił, już nie jako anioł, ale zwykły śmiertelnik. Da jej poczucie bezpieczeństwa, jakim wcześniej otaczał ją każdego dnia. Na początku jednak muszą się znaleźć w tym samym miejscu, żeby mógł ją obserwować. Może to ona przyjedzie do Londynu, a jeśli nie, to czeka go przeprowadzka do, zawsze gorącego, Los Angeles.
Demony są wszędzie, codziennie koło nas przechodzi ich co najmniej kilkanaście. Za dnia są one zwykłymi ludźmi, dopiero w nocy można zobaczyć ich prawdziwą, przerażającą postać. Żaden zwykły człowiek nie jest w stanie odróżnić ich od innych ludzi, chyba, że one same tego chcą. Kiedy Josteph był jeszcze aniołem widział otaczającą ich ciemną aurę i czuł odór stęchlizny wydzielany przez ich ciała, teraz nie potrafi rozróżnić ich nawet, gdy przechodzą koło niego na ulicy, jest wobec nich bezsilny. W towarzystwie Cassie jest ich, z tego co pamięta, co najmniej dziesięć, niewiedzą jeszcze, że jest ona wybawicielką... Jeszcze... Gdy tylko odkryją w jak wielkiej mocy posiadaniu jest dziewczyna - zabiją ją. Przyjdą do niej, gdy będzie pogrążona we śnie, wypiją jej szkarłatną krew, blade ciało poszarpią i zakopią, a lśniącą duszę zaniosą do swojego przywódcy, Aarona, gdzie będzie cierpieć już wiecznie.
Na samą myśl, że może spotkać ją coś tak okropnego po jego ciele przechodzą dreszcze. Nie pozwoli na to, będzie ją chronił, już nie jako anioł, ale zwykły śmiertelnik. Da jej poczucie bezpieczeństwa, jakim wcześniej otaczał ją każdego dnia. Na początku jednak muszą się znaleźć w tym samym miejscu, żeby mógł ją obserwować. Może to ona przyjedzie do Londynu, a jeśli nie, to czeka go przeprowadzka do, zawsze gorącego, Los Angeles.
~~~~~~~~~~
Na początku chcę przeprosić za tak długa przerwę w dodawaniu rozdziałów. Przez ostatnie tygodnie nie miałam na to czasu. Od teraz jednak posty będą, mam nadzieję, pojawiały się regularnie.
Koniec rozdziału, mi osobiście, się trochę nie podoba, ale nie miałam żadnego pomysłu, żeby go zmienić.
Wszystko jest cudowne. Te epitety, ktorych uzywasz, porownania i wiele innych srodkow stylistycznych jest tak naturalnie wplecione w ten tekst, nie ma tutaj ani cienia sztucznosci. Piszesz, ze troszke zepsolas konvowke, ja tak nie uwazam, w kazdym zdaniu zakonczenia wszystko jest naturalne, jak najbardziej. Chcialas opisac te historie nie mowiac nic o szczegolach, wszystko ogolnie i z bamar najwieksza tajemnica i to sie chwali :) Demony i anioly, bardzo orginalny pomysl ;) Joseph okazuje sie bardzo tajemniczym czlowiekiem, tajemniczym to malo powiedziane. "..ze w ciagu tych czterystu lat..." "...to byla jego ostatnia teleportacja...". Ogolem opowiadanie zapowiada sie naprawde bardzo ciekawie, wszystkie te anioly ciemnisci i demony sa zawsze na pierwszym miejscu mojego rankingu, a Twoje opowiadanie z kolei znajduje sie w czolowce tego gatunku.
OdpowiedzUsuńTo wszystko :)
Pozdrowienia i czekam z niecierpliwoscia na kolejny rozdzial :)
Lena :*
Dziękuję za wszystkie miłe słowa :)
UsuńNastępny rozdział powinien pojawić się już niedługo ;)
super :)
OdpowiedzUsuńdo nastepnego :P
zapraszam też do mnie na 3 rozdział :D
J.
Dziękuję :)
UsuńNapewno zajrzę ;)
Pięknie. Usunął mi się komentarz, bo przez przypadek kliknęłam w ten utwór. Pięknie. Wspaniale ;__; a był tak długi!
OdpowiedzUsuńNo cóż, w takim razie nie będę ponownie wszystkiego kopiować i opisywać, tylko ogólnie powiem Ci, jakie robisz błędy. A więc INTERPUNKCYJNE. (pomijając, że "oddałby" - razem). Na początku zaczęłam czytać od końca i zauważyłam ostatnie zdanie w Twoim wpisie - "Koniec rozdziału, mi osobiście, się trochę nie podoba, ale nie miałam żadnego pomysłu, żeby go zmienić. " Po co tu ich tyle? Nie lepiej: Koniec rozdziału mi się osobiście nie podoba, ale nie miałam żadnego pomysłu, by go zmienić." Przepraszam, ale nie widziałam jeszcze przecinka przed "się" xd Apropos, przeczytaj jeszcze raz drugie zdanie w pierwszym akapicie - mam nadzieję, że widzisz błąd. Dobra, spieszę się trochę na matmę, więc napiszę tylko najbardziej rażące xd "Zmierzał prosto do salonu, na środku, którego stał czarny, nowo nastrojony fortepian." - łohohohohhohoł... spróbuj może tak" "Zmierzał prosto do salonu, na środku którego stał czarny, nowo nastrojony fortepian" - pewnie chciałaś trzymać się zasady, że przecinek stawiamy przed "który", ale w tym wypadku tak nie jest, bo niesamowicie błądzisz podczas czytania. Następnie przecinek po "klawisze". I jeszcze te długie zdanie, po jego pierwszej wypowiedzi... Weź wciśnij gdzieś kropkę xd trochę nie trzyma się kupy ;P "Powiedziała z, charakterystycznym dla niej, spokojem." - po HUGO te przecinki. Bez przecinków! BEEZZZZZZ @____@ ;*
Serce mi mięknie, na dźwięk jej imienia ^.^ Wiesz, dlaczego... Fajny ten przedostatni akapit :) o tych demonach, jestem ciekawa, w kim się objawią! I jak już mówiłam - ostatnie zdanie - bez przecinka przed "zawsze" - wiem, mówiłaś, że chciałaś zrobić wtrącenie, ale bez tej małej kreseczki też będzie prawidłowo i płynniej ;3
Mam nadzieję, że pomogłam :D Zapraszam do dołączenia do moich obserwatorów! I jest już rozdział I :)
BUZIALEE ;>
A.A.
Dziękuję za wszystkie uwagi :) ten rozdział był pisany na szybko i pierwszy raz pisałam na tablecie XD, a co do tych przecinków to czasami stawiam je po prostu bez zastanowienia, ale od teraz obiecuję, że jeszcze przed wstawieniem jakiegokolwiek rozdziału najpierw przeczytam i zastanowię się nad interpunkcją :)
OdpowiedzUsuńA więc. Oto i jestem. Zebrałam się do napisania komentarza. Dlaczego, to Ty już sama dobrze wiesz. xD
OdpowiedzUsuńJeśli chodzi o pomysł... Jest nieźle. Dobrze utrzymujesz klimat tajemniczości, co zdecydowanie można zaliczyć do plusów. Fajnie opisujesz też myśli Josepha - gładko przechodzisz od jednej do drugiej.
Ale teraz trochę muszę się pobawić w polonistkę, żeby wytknąć niektóre błędy... O ilości przecinków nie będę się wypowiadać, bo myślę, że tym tematem już dobrze zajęła się Alexa. Ale jest jeszcze kilka innych rzeczy...
"Zdjął ręce z klawiatury fortepianu i położył na swoich umięśnionych udach lekko opiętych przez czarne spodnie." - według mnie powinnaś zakończyć po "udach". Pamiętaj, nie powinno się pisać o rzeczach, których obecność nie ma konkretnego celu. A ja żadnego szczególnego celu nie mogę się doszukać. Nie wiem, może chciałaś opisać, jak jest ubrany. Ale nie wydaje mi się to na miejscu - powinnaś wtedy opisać całe jego ubranie i ogólnie wygląd. A takiego opisu to ja niestety nie znalazłam (jeśli przez przypadek ominęłam, to przepraszam). W tym wypadku dużo zależy od mojej opinii i nie musisz tego tak mocno brać do siebie - chociaż prosiłabym, byś nad tym pomyślała.
"Odłożył kartki na szklany stół, stojący przy skórzanej sofie, i ruszył w kierunku łazienki, żeby zażyć gorącego prysznicu, jego mięśnie ciągle są napięte i, za nic w świecie, nie może ich rozluźnić." - tutaj mam dwie uwagi. Wydaje mi się, że zamiast "prysznicu" powinno być "prysznica". Poza tym, zdanie powinno się kończyć właśnie po tym nieszczęsnym "prysznicu", gdyż jego dalsza część dotyczy czegoś w ogóle innego.
No to chyba tyle uwag. Ogólnie rozdział mi się podoba, fajnie to wszystko opisałaś - no ale są jeszcze takie drobne błędy. Wiesz, ja nie przepadam za ich wytykaniem, ale jeśli coś już zauważę (a uwierz, dużej ilości rzeczy nie zauważam, jak czytam), to nie mogę tego zignorować. xD
Joan, Joan. Nie mogę tak tego zostawić bez odzewu z tymi spodniami - BARDZO, BARDZO dobrze, że tak napisała. I jestem zupełnie, absolutnie przeciwna opisywaniu całego wyglądu, bo to zwyczajnie nudne. Właśnie na tym polega magia opisywania: dajesz jakiś zalążek, żeby czytelnik sam mógł go rozwinąć, np na podstawie charakteru. Takie dodatki to dbanie o szczegóły - tak, jest to właśnie pisanie o niekonkretnych rzeczach, które są arcyważne! Co do drugiej uwagi, to się zgadzam, ale powiedziałam Ci o tym, wspominając o wszelkich kropkach i znakach interpunkcyjny xd
Usuńxoxo Johnny i Pattie (omfg, czemu Alexa, ASIUNIU MOJA! Toć my się znamy x.x)
Dzięki dziewczyny XD
UsuńNo, a więc.... co do tych spodni i ud to zrobiłam to tylko i wyłącznie dlatego, że nie chcę opisywać, jak to mówi Ola, nudno. Staram się, aby czytelnik mógł sobie niektóre szczegóły wyobrazić sam, a opisy były wplątane w tekst. Dopiero się tego uczę, więc na razie może się to wydawać dziwne :D
A co do znaków i interpunkcyjnych to już mówiłam pod komentarzem Alexy, że zacznę czytać coś zanim to dodam na bloga XD teraz jak czytam ten rozdział to sama widzę masę błędów, ale to poprawię :)
Oj, Olu, Olu (jak Ci tak bardzo zależy, by się do Ciebie tak zwracać). Widzę, że się zwyczajnie nie zrozumiałyśmy. Każde napisane słowo ma swój cel - może to być przekazanie konkretnych informacji, opisanie emocji bądź też rozśmieszenie czy zaintrygowanie czytelnika. Albo dodanie tzwn. smaczku. W tym przypadku ten zabieg (mówię oczywiście o rzeczonych spodniach) nie wywołał u mnie żadnej reakcji oprócz "Matko, po co ona tak wydłuża te zdanie". Dodanie uroku po prostu się nie powiodło, co mnie osobiście zirytowało.
UsuńCo do długich opisów - mnie to mówisz? Właśnie moja niechęć do opisów sprawiła, że dostałam pierwszą w swoim życiu dwóję, bo nie mogłam wytrwać do końca książki.
Ale w opisach mi bardziej chodziło o pobieżne rzeczy - na przykład wspomnienie, że poprawił kosmyk jakiegoś koloru włosów czy coś w tym stylu. Trzeba uchylić trochę rąbka tajemnicy, gdy już się w to weszło - a nie tylko dawać jakieś nieistotne uwagi. Jak dla mnie to, że on ma czarne spodnie, a nie np. w kolorze jeansu, nie ma żadnego sensu i nie wydaje mi się, by była to informacja, która dodaje szczególnego uroku. Tyle ode mnie na ten temat.
Ale afera o spodnie, ja pieprze... xD
OdpowiedzUsuńBardzo fajnie się zapowiada ta Twoja historia Pati :3 Mimo, że poprzedni rozdział podobał mi się średnio... głównie przez mało ciekawe opisu, które w tym wpisie przeszły na całkiem inny level i bardzo mi się podobają *_*
Ogólnie w tamtym rozdziale bylo zupełnie, co innego. W zasadzie nie wiedziałam do czego prowadziła jego fabuła xD Ale za to w tym wyjaśniłaś już o wiele więcej i dałaś zarys historii, który bardzo mi się podoba! <3 Chociaż kojarzy też z Miastem Kości xD
Strasznie wciągnęła mnie scena z fortepianem *___* Czuć było, że wiesz o czym piszesz i znasz te emocje. Miodzio!
Oczywiście nie mogło obejść się bez dobrego prysznica z wyrzeźbionym ciałkiem i napiętymi mięśniami. Mrau!
Ja wolę nie wytykać błędów, bo sama sadzę jeszcze gorsze, a po za tym podczas czytania nie zauważam zazwyczaj żadnych, tylko takie kolosalne xD
W każdym razie historia prowadzi w bardzo dobrym kierunku i podoba mi się! <3
Czekam na next.
Wesołych świąt i smacznego jaja xD
Pozdrawiam! Weny!
~Eveline Dee. ;*
ps. Usuń weryfikację obrazkową xd
Dziękuję i to nie miało w ogóle do niczego nawiązywać :) samo tak wyszło... XD
OdpowiedzUsuńNext powinien pojawić się już niedługo :*
Blogi proszę polecać w spamie, a nie pod rozdziałami.
OdpowiedzUsuńWitaj droga Pattie :3
OdpowiedzUsuńWybacz, że dopiero teraz zostawiam u ciebie komentarz, ale to długa historia :D. I na pewno jak ci ją kiedyś opowiem to się uśmiejesz. Powiem tyle opowiadanie fajne bardzo mi się podoba czekam z nie cierpliwością na next. Szablon śliczny dziękuję za komentarz u mnie i życzę powodzenia w pisaniu weny <3
pozdrawiam Blanka :3 <3
Dziękuję, a już niedługo powinien pojawić się next :*
OdpowiedzUsuńCzekam z niecierpliwością ;3
Usuń